Najczęściej w rodzinie mamy się irytują i krzyczą to fakt. 😶 Kobiety szybciej ulegają wpływom silnych emocji.
Skąd ta irytacja, a potem wynikająca z tego afera, krzyk i złość?
Kobiety, matki, my chcemy robić wiele rzeczy naraz, ta nasza wielozadaniowość (która jest hasłem XXI w.) nie jest dobra, nie ma racji bytu. Dajemy się wkręcić w wir zadań, wykonanie długich list od zakupów, sprzątania, pracowania przy laptopie po robienie fikołków z dzieckiem w tym tak zwanym międzyczasie. Chcemy dobrze, myślimy o wielu sprawach naraz i ogarniamy (bo kto jak nie my). Zamiast bawić się z dzieckiem przez pół godziny, wyłącznie skupiając się na dziecku, to bawimy się z nim pół dnia na przemian wykonując: pranie, gotowanie, sprzątanie, scrollowanie portali internetowych, wysyłanie wiadomości… Chcemy czuć się potrzebne i widzieć efekty naszych zmagań. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie niuans – to nie jest ważne.
Pamiętaj, że najważniejsze są TWOJE odczucia wewnętrzne. Czy pomyślałaś dzisiaj o sobie, o tym, aby na chwilę złapać oddech, aby nie zamartwiać się pełną zmywarką i wywieszeniem prania. Tak, to trzeba zrobić, ale można to zrobić w odpowiednim czasie, jedno po drugim.
„One by one” – ta zasada powinna towarzyszyć wszystkim mamom 🙂
Wielozadaniowość to mit!
Ot, rzeczywistość XXI wieku. Chcemy być wspaniałe, idealne, robić wiele w niewielkim odstępie czasu. W tak zwanym międzyczasie robimy te wszystkie drobne sprawy i zapominamy o jednym: co tak naprawdę daje nam poczucie wolności, poczucie szczęścia i spełnienia. Przecież nie możemy wiecznie szarpać swoich nerwów, a potem żałować wielu rzeczy, które zrobiło się pod wpływem emocji. DAJ SOBIE NA LUZ. Najpierw zrób jedną rzecz dla siebie, potem jedną dla dziecka, kolejną dla rodziny i powtórz. Po kolei, na wszystko przyjdzie czas. 🙂
Taki obrazek z życia (autopsja, bo właśnie te posty biorą się z prawdziwych przeżyć):
Dziecko chce pokazać rysunek, budowlę z lego, woła nas: „Mamo, mamo! chodź zobacz”, a my musimy właśnie teraz wyciągnąć naczynia, umyć podłogi, obrać ziemniaki i odpowiadamy z drugiego końca domu: „zaraz, zaraz kochanie przyjdę”. Mija pięć minut, cisza, dziecko nie woła, dalej pochłaniają nas obowiązki. Dziecko krzyczy zniecierpliwione: „mamo, no chodź!”. A my odpowiadamy: „idę, no już idę”…. I chcemy już pójść do pokoju, pod drodze zbieramy ubranka z podłogi, poprawiamy przesunięte meble i gdy już doszliśmy do pokoju, gdzie czeka nasze dziecko jesteśmy zaskoczeni. Dziecko pochłonęło się już innym zabawą, spojrzało na nas zaskoczone, że w końcu mama pojawiła się. Szybko pociągnęło za rękę do środka… Do jego świata zabaw i jego ważnych spraw. Dla nas to tylko kolejne zabawy, a dla dziecka to milowe kroki do stania się dorosłym z niesamowitymi umiejętnościami.
Co, my MAMY mamy zrobić? Po prostu:
– angażujmy dziecko w wykonywanie obowiązków domowych- na ile możemy, niech będzie z nami przygotowywać posiłek
– rozmawiajmy z dzieckiem, czytajmy mu bajki, wiersze
– spędźmy czas tylko i wyłącznie skupiając się na dziecku
– pozwólmy dziecku się nudzić – tylko dajmy konkretną informację, że przez ten czas nie będziemy podchodzić
– wprowadźmy harmonogram- grafik codziennych zadań
Pamiętaj, że kiedy krzyczysz na dziecko, to wołasz o pomoc dla siebie. Wtedy sprawdź czy nie zapomniałaś o JEDNOZADANIOWOŚCI.
I przede wszystkim, Mamusie!
Pomyślmy co zrobiłyśmy dla siebie, dla naszego dobrego samopoczucia. Może sama kilkuminutowa medytacja, modlitwa wystarczy. Wypicie dobrej kawy, przeczytanie poezji, rozciąganie kręgosłupa na macie.
Spokojnego dnia dla zabieganych Mam,
Ciocia Leosia 🙂